[PODCAST O KLIMACIE] Co z tą wodą? Gość: Prof. Zbigniew Karaczun

Problemy z wodą stają coraz bardziej poważnym problemem. Doświadczamy coraz dłuższych okresów bez opadów, a kiedy te się już pojawiają, coraz częściej powoduję podtopienia i powodzie. Dlaczego tak się dzieje? Co z tą wodą? – te pytania zadaliśmy prof. Zbigniewowi Karaczunowi z SGGW, ekspertowi Koalicji Klimatycznej. Poniżej prezentujemy zapis rozmowy zarejestrowanej w ramach Podcastu o klimacie, który dostępny jest na platformach podcastowych (link pod artykułem).  

Podcast o Klimacie [PoK]: Porozmawiamy o wodzie, kluczowym zasobie, bez którego nie ma życia. Ten odcinek nagrywamy podczas kolejnej już fali upałów, która przyszła do Polski. Wydaje się, że przez lata nie traktowaliśmy wody z należytym szacunkiem. Praktycznie zawsze była dostępna w kranach. Jednak sytuacja zmieniła się…

Prof. Karaczun: Sytuacja rzeczywiście zmieniła się. Ja bym powiedział, że tak naprawdę od dwóch, trzech lat zaczynamy o tej wodzie sporo mówić i zaczynamy jako społeczeństwo, jako konsumenci dostrzegać ten problem, dlatego, że on niestety stał się powszechny. To dotyczy zarówno rolników (a rolników dotyczy już od wielu lat), ale także stał się problemem dla mieszkańców większych i mniejszych miast. Dlatego zaczynamy na ten temat mówić i na to zwracać uwagę.

POK: Niedobór wody prowadzi do bardzo poważnych konsekwencji i coraz częściej pojawia się pytanie, czy grożą nam wojny o wodę? Czy taka właśnie czeka nas przyszłość?

Prof. Karaczun: Myślę, że konflikty o wodę to nie jest przyszłość, bo one już występują. Dość powiedzieć o tym, co stało się w Syrii. To właśnie susza była taką podstawową przyczyną wojny domowej w Syrii. Podobnie jest w Darfurze. Mamy konflikt pomiędzy Etiopią, także spowodowany zagadnieniami dostępu do wody i budowy tamy. Myślę, że to nie jest przyszłość, tylko to tak naprawdę coraz bardziej jest teraźniejszością. Oczywiście te konflikty jeszcze nie wyglądają tak, jak w przypadku wojny w Ukrainie, ale im mniej tej wody będzie, im więcej ludzi będzie tym dotknięta brakiem wody, tym większe prawdopodobieństwo, że konflikt będzie coraz bardziej ostry. Może być coraz bardziej ostry.

POK: Brak dostępu do wody w niektórych regionach świata oznacza też migracji…

Prof. Karaczun: Tak, znowu wracam do 2015 roku i do Syrii. Tak, to znaczy to, co się stało. Ta pierwsza fala migracji do Europy, kiedy o mało co Europa, Unia Europejska się nie załamała i tak naprawdę ta solidarność europejska się zachwiała. To właśnie kwestia dostępu do wody, to kwestia suszy, bo dzisiaj mówi się o tym, że problem z wodą może dotyczyć całej Afryki, zwłaszcza środkowej i północnej, gdzie dostęp do wody i problem z wodą jest coraz większy. Gdyby tak się stało i gdyby ci ludzie chcieli do Europy ruszyć, to nie będzie to 2 czy 3 miliony uchodźców, ale może być to dziesięciokrotnie albo nawet stukrotnie więcej. Czyli mówi się dzisiaj o 150-200 milionów osób, które mogą w najbliższym czasie znaleźć się w sytuacji, że będą musieli zmienić miejsce zamieszkania, dlatego, że tam, gdzie mieszkają nie będzie wody, nie będzie można prowadzić upraw, czyli nie będzie bezpieczeństwa żywnościowego, ale także nie będzie właśnie tego bezpieczeństwa podstawowego – czyli dostępu do wody pitnej.

POK: A czy mieszkając w Europie możemy czuć się całkowicie bezpiecznie, jeśli chodzi o dostęp do wody?

Prof. Karaczun: My jesteśmy pewnie w lepszej sytuacji niż Afryka. Nawet w Polsce, która jest krajem dosyć ubogim w wodę i o tym się coraz częściej mówi. Także Polska jest w ogonie krajów europejskich, jeśli chodzi o zasoby i dostępność do zasobów wody. To jest tylko 1600 metrów sześciennych na osobę na rok, z czego 97% tej wody tak naprawdę, która jest dostarczana do systemu hydrologiczne w Polsce pochodzi z opadów, więc każde zachwianie się opadów czy wielkości tych opadów, każdy dłuższy okres bez opadów powoduje trudności i może powodować deficyt wody, czyli suszę. Ale ja bym powiedział, że Europa nie jest bezpieczna. To znaczy już mieliśmy takie przypadki, to przypadek Cypru, przypadek Malty, ale przypadek także takich miast jak Barcelona, do których trzeba było dowozić statkami wodę pitną, żeby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom. Nasza sytuacja jest o tyle lepsza, że Europa jest jednak bogata, Europę jest stać na tą solidarność, więc takie lokalne deficyty jesteśmy w stanie pokryć. Natomiast jeżeli zmiany klimatu się pogłębią, to może być problem z wodą. Mogą być także inne problemy, które susza powoduje.

To dzisiaj widać tak naprawdę nie tylko w Hiszpanii, ale także sąsiadujących z nami Czechach, dlatego że to powoduje zagrożenie. Wzrost zagrożenia pożarowego, Wielko przestrzenne pożary lasów w Czechach. Płonie park narodowy. W Hiszpanii spaliło się ponad 25 tysięcy hektarów lasu, zginęło kilkanaście czy kilkadziesiąt osób. To są zagrożenia, które też z tym deficytem wody są związane.

POK: My też nie musimy daleko szukać przykładów, bo jeżeli sobie przypomnimy niedawny pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego, który nie byłby tak katastrofalny w skutkach, gdyby nie susza.

Prof. Karaczun: Gdyby nie susza i to tak zwana susza hydrologiczna, czyli ta najgroźniejsza, gdzie zaburzone są stosunki wodne, gdzie obniża się poziom wód gruntowych. I rzeczywiście nad Biebrzą i w Biebrzańskim Parku Narodowym to było głównym powodem, takim, który umożliwił wybuch tego pożaru i to, że ten pożar rzeczywiście tak długo trwał i zniszczył znaczną część torfowisk na terenie Biebrzy. Także rzeczywiście nie musimy daleko szukać.

POK: Powiedziałeś o suszy hydrologicznej i może tutaj przy tym się zatrzymajmy na chwilę. Jakie mamy rodzaje suszy i co one w praktyce oznaczają?

Prof. Karaczun: Rodzajów suszy jest kilka lub kilkanaście. Do tych najważniejszych należy susza fizjologiczna. To jest taka susza, która powoduje, że rośliny nie mogą pobierać wody z gleby. To nie musi być spowodowane deficytem wody, ale może być np. spowodowane zasolenie gleby. I wtedy w wyniku osmozy komórki korzeni nie są w stanie pobierać wody z gleby. Ona jest stosunkowo rzadko, a jeżeli występuje, to najczęściej na terenach miejskich. Często trawniki i gleba wzdłuż dróg jest tak zawalona, tak zanieczyszczona substancjami mineralnymi, że nawet przy stosunkowo dużych opadach tam dochodzi do czegoś, co się nazywa suszą fizjologiczną, czyli brakiem możliwości pobierania wody przez rośliny. Ale tak naprawdę te susze, o których mówimy w Polsce i które są najważniejsze, to susza rolnicza i susza hydrologiczne, susza rolnicza. Mamy do czynienia wówczas, kiedy brak opadów powoduje straty w plonach, straty w produkcji rolnej, czyli powoduje obniżenie wielkości plonu właśnie w wyniku tego, że jest za mało wody, że rośliny nie mają wystarczającej ilości wody, nie mogą jej pobrać, bo glebie tej wilgoci brakuje. 

W związku z tym zaczynają odczuwać stres niedoboru wody, co przekłada się na zmniejszenie plonu. Dlatego, że rośliny z jednej strony zasychają, bronią się przed tym stresem zmniejszają wielkość produkcji po to, żeby przetrwać ten okres, kiedy tej wody jest za mało. I ta susza jest o tyle niebezpieczna, że ona dotyczy nas jako konsumentów, dlatego że spadek plonów powoduje to, że żywność staje się po prostu droższa, bo jest jej mniej na rynku. Natomiast najgroźniejsza jest susza hydrologiczna. Mamy z nią do czynienia wówczas, kiedy wielkość opadów, wielkość dostaw wody jest mniejsza niż jej pobór czy to przez rośliny, czy to na potrzeby gospodarki, kiedy zaczynają być zaburzone stosunki wodne, czyli kiedy zaczyna ubywać wody np. w glebie, w wodach gruntowych i w tych niżej położonych warstwach wody, Kiedy zaczyna brakować wody, czy też obniża się poziom wody w rzekach, czy jeziorach. I to jest o tyle groźne, że to zagraża już nie tylko rolnictwu, ale zaczyna mieć negatywny wpływ na całą gospodarkę. Może jej zabraknąć dla konsumentów, tak jak się stało w 2019 roku w Skierniewicach. I tak jak się dzieje teraz. Obecnie dlatego, że kilkaset gmin w Polsce, miast i miasteczek ogłosiło różnego rodzaju ograniczenia w dostępie do wody. Apelują, żeby nie używać wody do podlewania ogrodu, do mycia samochodów, czy do napełniania basenów – to również może spowodować, że tej wody będzie brakowało: gospodarce, przemysłowi czy energetyce. I to rzeczywiście jest bardzo groźne.

Czytaj także: [PODCAST O KLIMACIE] Ekstremalne zjawiska pogodowe. Gość: Prof. Bogdan Chojnicki

POK: Czy da się oszacować wielkość strat spowodowanych suszą?

Prof. Karaczun: Da się oszacować. Ja znam takie szacunki dla 2018 roku, od tej bardzo poważnej suszy, która wystąpiła 4 lata temu. Wtedy oszacowano, że straty gospodarcze wyniosły około 2,6 miliarda złotych. To było mniej więcej trzynaście setnych PKB Polski. Z tego mniej więcej połowa to były straty w rolnictwie, ale druga połowa to były straty w innych sektorach gospodarki. To jest rzecz, o której czasami się nie mówi i o której się zapomina. Wydaje się, że jak ta susza jest, to przejdzie. Popada deszcz i ta susza zostanie zniwelowana. To nie jest tak. Susza tak naprawdę jest zarówno ze środowiskowego punktu widzenia, jak i ekonomicznego punktu widzenia, bardziej dewastująca niż powódź. Ona ma znacznie bardziej długofalowe skutki, ponieważ powódź przychodzi, niszczy, rzeczywiście jest groźna, powoduje tak naprawdę dewastację zasobów materialnych, powoduje ogromne zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi, powoduje, że część osób, która przeżywa powódź, ma później syndrom stresu pourazowego. Natomiast susza działa bezgłośnie, ale długotrwale. Ona niszczy zasoby przyrodnicze, osłabia je. Skutki mogą wystąpić nawet w dłuższej perspektywie czasowej. Dobrym przykładem jest to, co stało się w Puszczy Białowieskiej. Przyjmuje się, że to masowe zamieranie świerka w Białowieży ma swoją przyczynę właśnie w suszy, deficycie wody. Niekoniecznie to występuje tego samego roku. To może wystąpić 2-3 lata później, ponieważ rośliny-drzewa są tak osłabione, że są łatwym łupem dla różnego rodzaju gatunków, które są szkodliwe i które są dla nich niebezpieczne. W przypadku świerka był to kornik. Po prostu te drzewa miały obniżoną odporność. I ta gradacja kornika bardzo szybko nastąpiła i zniszczyła duże części drzew w Białowieży.

POK: A jak zmiana klimatu i te problemy z wodą, o których mówimy, wpływają na nasze bezpieczeństwo żywnościowe?

Prof. Karaczun: Ta susza rolnicza jest niebezpieczna, ponieważ ona wpływa na zmniejszenie wielkości produkcji żywności. Rzeczywiście jest to taki czynnik, który zaburza bezpieczeństwo żywnościowe i może bardzo silnie wpływać na bezpieczeństwo żywnościowe. Susza w Syrii spowodowała, że zabrakło tam chleba, który tak naprawdę stanowi podstawę diety dla mieszkańców Afryki Północnej i to spowodowało wybuch wojny domowej w tym kraju. My dzisiaj mamy problem w Sahelu, dokładnie tym samym spowodowany. Mamy problem w Afryce Północnej, ale mamy i zaczynamy mieć również problem w Europie, dlatego że wielkość produkcji w Europie bardzo spada. W tym roku mamy bardzo poważną suszę we Włoszech, mamy suszę w Hiszpanii. Tam plony będą przynajmniej kilkadziesiąt procent niższe niż oczekiwane. Mamy również suszę w Polsce i mamy w województwie lubuskim. Mówi się o tym, że wielkość plonów może być ograniczona, jeśli chodzi o zboża nawet o 50%, ze względu na suszę. To nie spowoduje, że w Europie zabraknie nam żywności, bo Europa, jak już mówiłem wcześniej, jest bogata. Europa sobie poradzi. Ale to spowoduje, że żywność będzie znacząco droższa. Już jest. Ceny żywności rosną od kilku lat. To widać bardzo dobrze na owocach, ale ja obawiam się, że żywność w tym roku może bardzo mocno wzrosnąć. Z jednej strony ze względu na wojnę w Ukrainie i taki wzrost niepewności, jeśli chodzi o dostęp do pszenicy, do kukurydzy i do oleju słonecznikowego. Ale z drugiej strony, właśnie ze względu na suszę, bo susza występuje nie tylko w Europie, ale wystąpiła w wielu innych krajach, na przełomie 2021 i w 2020 roku mieli bardzo poważną suszę w Brazylii i w Argentynie, co zmniejszyło wielkość plonów soi. To miało wpływ na wzrost ceny pasz, który powoduje, że produkcja mięsa także będzie droższa. Czyli tak naprawdę pod koniec tego roku musimy spodziewać się wzrostu cen żywności.

POK: Jeżeli pozwolisz, to chciałbym, żebyśmy odnieśli się też do komentarzy, które pojawiły się pod jednym z naszych ostatnich postów na profilach Koalicji Klimatycznej. A ten post był poświęcony zasobom wody w Polsce. I pierwszy z nich napisała pani Mariola. Brzmi ono tak: „Niestety dzisiejsze rolnictwo mocno przyczynia się do pogłębiania suszy. Główne grzechy to melioracja, odwadniania, wycinanie drzew na miedzach, niestosowanie, płodozmianu, co skutkuje wyjałowieniem gleby, która nie zatrzymuje wody.” – tak napisała pani Mariola.

Prof. Karaczun: Zgadzam w się z tym w dużej części, bo chociaż tak naprawdę problem melioracji to nie jest problem dzisiejszy, tylko to jest problem tak naprawdę pewnej polityki prowadzonej po II wojnie światowej, od 1945 roku. Rzeczywiście do dzisiaj się to zdarza, że prowadzone są ciągle melioracji usuwające, chociaż dzisiaj ta nasza świadomość, że to powinny być melioracje „regulujące”, a nie osuszające, jest znacząco większa. Więc jeżeli właśnie te osuszające są prowadzone, to jest to błąd w sztuce i raczej wyjątek niż reguła. Natomiast rzeczywiście my nie próbujemy zatrzymywać wody tam, gdzie ona opadła i nie wspieramy tego typu praktyk jak przeznaczanie gleb organicznych, terenów podmokłych na teren uprawne. Powinniśmy dzisiaj odtwarzać tak naprawdę zasypane kiedyś stawy i oczka śródpolne. Powinniśmy tak odtwarzać właśnie te obszary podmokłe po to, żeby one stały się naturalnymi zbiornikami retencyjnymi. Zgadzam się bardzo z tym co Pani napisała, że niebezpieczne tak naprawdę jest wycinanie zadrzewień śródpolnych. Zadrzewienia, stanowią naturalny zbiornik retencyjny, ale z drugiej strony one są niezbędne i niezwykle istotne, żeby zapobiegać erozji wietrznej – czyli niszczenia gleb. Rolnictwo rzeczywiście częściowo jest sobie winne, myśmy tak naprawdę w dużym stopniu odeszli od stosowania nawozów organicznych. To w Polsce jest niezwykle niebezpieczne, dlatego że mamy głównie gleby piaszczyste, lekkie, gdzie ta woda nie zatrzymuje się. Ona łatwo filtruje w głąb profilu glebowego i dlatego wnoszenie nawozów organicznych, właśnie takich jak na przykład obornik, jest niezwykle ważne, dlatego że to jest trochę też taki proces naturalnej retencji glebowej. Zwiększa także odporność gleb na suszę. Czyli powinniśmy do tego wrócić, a nie rzeczywiście drenować te nasze uprawy monokulturami wieloletnimi, bez płodozmianu, bez nawożenia organicznego. Więc tutaj pani Mariola ma rację.

POK: Polscy rolnicy już dziś odczuwają skutki zmiany klimatu. Potwierdza to m.in. raport Koalicji Klimatycznej dotyczący sadownictwa.

Prof. Karaczun: Zarówno te raporty, które przytoczyłeś, czyli raport, gdzie przeprowadziliśmy rozmowy i ankiety z sadownikami z regionu Sandomierza, którzy wskazują, że deficyt wody, susza jest największym zagrożeniem, które oni dostrzegają i które dotyczy ich produkcji. Ale ja też przypomnę takie dwa raporty, które wcześniej Koalicja Klimatyczna wydała. Jeden to jest właśnie o wpływie zmiany klimatu na bezpieczeństwo żywnościowe Polski, a drugi dotyczył tak naprawdę suszy. W tych raportach wskazaliśmy na badania, które zostały w Polsce wykonane przez Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej z Warszawy, w których porównywali tak naprawdę sytuację gospodarstw rolnych w rejonach dotkniętych i niedotkniętych suszą. Okazało się, że tam, gdzie jest susza, spadek dochodów rolniczych jest nawet przy niewielkiej suszy i wynosi więcej niż 20%. Czyli tak naprawdę rzeczywiście rolnicy bardzo mocno tego doświadczają. Od kilku lat sadownicy podejmują decyzje o zaniechaniu produkcji sadowniczej właśnie z tego względu, że skutki zmiany klimatu stają się tak nieprzewidywalne i tak silnie oddziałują na ich produkcję, że ona staje się może nie każdego roku nieopłacalna, ale nieprzewidywalna.

To widać po jabłkach. Mieliśmy rok 2007, kiedy były bardzo wczesne rozpoczęcie sezonu wegetacyjnego. Później przyszły późne przymrozki i plony spadły trzykrotnie w Polsce. Mieliśmy rok 2018, gdzie wcześniej się rozpoczął okres wegetacyjny, ale nie było przymrozków i produkcja była większa niż zwykle. Prawie milion ton owoców w skali kraju i ten milion ton owoców zmarnował się w sadach dlatego, że nie opłacało się sadownikom zbierać, dlatego, że kilogram jabłek w skupie kosztował 6 groszy i robocizna tak naprawdę była droższa, dostarczenie ich do skupu byłoby droższe niż zostawienie w sadzie. I dlatego coraz więcej sadowników, nie mając pewności, nie mogąc prognozować takiego bezpieczeństwa ekonomicznego rodzimej produkcji, zaczyna rezygnować z tej produkcji.

POK: Problemy rolników dotyczą nie tylko tych skupiających się na uprawie warzyw i owoców. Przygotowując się do naszej rozmowy natrafiłem na artykuł CNN mówiący o tym, że rolnicy ze Stanów Zjednoczonych, a dokładniej z Teksasu przez pogłębiającą się suszę zmuszeni są do sprzedaży swoich krów, bo wysokie temperatury spowodowały ograniczenia w dostępie do wody, a słońce z kolei wypaliło trawę niezbędną do karmienia zwierząt. Czy takie historie też mogą pojawiać się w Europie?

Prof. Karaczun: One się mogą pojawiać w Europie. W Polsce niestety dominuje w tej chwili produkcja przemysłowa. Polega na tym, że te zwierzęta tak naprawdę całe życie żyją w zamkniętych pomieszczeniach. To, co się dzieje z klimatem, będzie powodowało, że będziemy musieli w tych pomieszczeniach montować klimatyzację. Dlatego, że wysokie temperatury bardzo negatywnie wpływają na produkcyjnych czy na efektywność produkcji zwierzęcej. I tutaj, żeby tak naprawdę unikać stresu cieplnego będzie z tym problem. Bardzo ucierpią, obawiam się mniejsze gospodarstwa hodowlane, takie, w których te krowy czy zwierzęta mają właśnie tą wolność. Przynajmniej częściowo. Te krowy mają pastwiska. To coraz bardziej będzie niebezpieczne. Taka fala upałów, jaka występuje w tej chwili jest dla tych zwierząt bardzo niebezpieczna, zwłaszcza jeżeli na pastwisku nie ma stałego dostępu do wody, nie ma cienia, bo te zwierzęta także cierpią z powodu upału. I proszę pamiętać, że jeśli temperatura w cieniu wynosi 33-35 stopni, to na słońcu to jest prawie 50. Te upały są bardzo niebezpieczne, wręcz mogą być zabójcze dla zwierząt także.

POK: Niedawno przypadała 25 rocznica powodzi tysiąclecia i przy tej okazji temat powodzi powrócił. Warto pamiętać, że nawet jeśli mamy do czynienia z suszą, to ryzyko wystąpienia powodzi nie znika.

Prof. Karaczun: Tak, masz rację. Powódź i susza to są dwie strony tego samego medalu. To znaczy susza jest dlatego, że opady występują rzadziej, ale są. To jest taka prawidłowość i taki trend, który w Polsce obserwujemy już od kilkunastu lat, są bardziej gęste, znacznie wzrasta ilość dni z opadem ponad 20 milimetrów, wzrasta ilość dni z opadem katastrofalnym, kiedy w ciągu doby spada od 70 do 100 mm wody. Więc to jest ilość, która powoduje powstanie zagrożenia już nie tylko normalnej powodzi, ale tak zwanego flash flood, czyli powodzi błyskawicznej, szczególnie w górach i szczególnie na terenach zurbanizowanych, które niestety ciągle są betonowane. Przynajmniej część włodarzy miast nie potrafi zrozumieć, że to jest niezwykle niebezpieczne dla mieszkańców.

POK: Ten odcinek nagrywany w trakcie kolejnej fali upałów w Polsce. Tymczasem polskie rzeki zbliżają się do niebezpiecznie niskich poziomów wody. Jak spojrzymy na mapę IMGW, to większość rzek zaznaczonych jest kolorem czarnym, który oznacza strefę stanów niskich. Ale są też fragmenty rzek, na których obserwujemy stany poniżej minimum okresowego. Czy problem z ilością wody w polskich rzekach to duży problem?

Prof. Karaczun: To jest ogromny problem. Między innymi z tego względu, że polskie elektrownie, które są chłodzone wodą z rzek i bardzo niskie poziomy przepływu w rzekach zaczynają stanowić zagrożenie – nie będzie wystarczającej ilości wody, aby ochłodzić bloki energetyczne. Problem w tym, że dzisiaj obecnie największe zapotrzebowanie na energię nie jest zimą, tylko zaczyna być w lecie. Jak jest fala upałów, jak jest gorąco, każdy chce się ochłodzić. Czyli coraz częściej montujemy klimatyzacje. Klimatyzacja, chłodzenie jest znacznie bardziej energochłonne niż ogrzewanie zimą. To powoduje, że rzeczywiście zwiększa się ryzyko dla systemu energetycznego, który może stać się po prostu niewydolny. Może być tak, że po prostu będziemy musieli ograniczać dostawy energii do odbiorców końcowych, będziemy musieli wyłączać kolejne bloki energetyczne, które nie będą mogły być chłodzone, ponieważ nie będzie wody w rzekach.

POK: Tymczasem polski minister infrastruktury mówi „odciążamy transport drogowy i kolejowy, inwestując w transport wodny”…

Prof. Karaczun: Jedyne, co mogę powiedzieć na to, przepraszam za dosyć gruby język, ale to jest po prostu głupota. Z jednej strony mamy dokument rządowy przygotowany przez Radę Ministrów, uchwałę w sprawie przeciwdziałania niedoboru wody, w którym to dokumencie mówi się, że tak naprawdę podstawowymi działaniami, które Polska musi i będzie podejmować, to jest naturalizacji rzek i renaturalizacja terenów podmokłych po to, żeby tę wodę zatrzymywać, po to, żeby zwiększać retencjonowanie naturalny wody. A z drugiej strony, w tym samym rządzie jest minister, który mówi nie, nie będziemy renaturalizować, tylko będziemy te rzeki betonować, czyli będziemy zmniejszać ich naturalną retencję, będziemy je prostować, żeby zwiększyć transport wodny. Gdyby ta propozycja padła 50-70 lat temu, to ona miałaby sens. Dzisiaj tak naprawdę pytanie jest, co będziemy tą wodą transportować? Panu ministrowi nie pomyliły się epoki? Czy my nadal jesteśmy jak w średniowieczu, głównym dostawcą zboża dla rynku zachodniej Europy? Bo wtedy rzeczywiście Wisła była spławna. Transporty zboża do Gdańska, były wysyłane później do Europy Zachodniej. Dzisiaj tego nie mamy. Co będziemy tak naprawdę rzekami polskimi transportować? Zresztą proszę nie żądać ode mnie, żebym to komentował. Powiem tylko, że po prostu to jest głupota i to jest niezwykle niebezpieczne, dlatego że to zwiększa ryzyko suszy, ryzyko niedoboru wody przede wszystkim dla rolnictwa.

POK: To na koniec naszej rozmowy musimy powiedzieć, co powinniśmy robić, żeby te problemy z wodą były jak najmniej dla nas dotkliwe. Może tutaj przytoczę kolejne wpisy internautów, a dokładnie Pani Agnieszka napisała, że „po każdym deszczu ta bezcenna woda spływa do studzienek kanalizacyjnych” i na koniec pyta „co z tym zrobić?”. To odpowiedzmy Pani Agnieszce, co z tym zrobić?

Prof. Karaczun: Zacznę jednak od innej strony. Przede wszystkim, jeżeli chcemy być bezpieczni, to musimy zatrzymać zmiany klimatu i nie dopuścić, żeby ten wzrost średniej temperatury był większy niż 2 stopnie. Bo jeżeli przekroczymy i pójdziemy tym scenariuszem znaczącego wzrostu stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze, to po prostu nie będziemy w stanie się zaadoptować do tych zmian, które nastąpią. Natomiast rzeczywiście powinniśmy podejmować działania, o których wiemy. Tak naprawdę to ta uchwała Rady Ministrów, przywołana przed chwilą przeze mnie, ona jakby dostrzega te możliwości. To jest kwestia właśnie odejścia od wykorzystania rolniczego dawnych terenów podmokłych i gleb organicznych i ich renaturalizacja, czyli uwierzenie w to, że przyroda jest w stanie zatrzymywać bardziej skutecznie wodę. Z punktu widzenia rolnictwa jest to znacznie lepsze niż budowa w sztucznych zbiorników retencyjnych. Renaturalizacja rzek i przywracanie im tego meandrującego przebiegu – a nie prostowanie i nie betonowanie – sprawia, że dzięki temu również większa ilość wody jest retencjonowana naturalnie w korycie rzeki. Woda dłużej odpływa tak naprawdę do Bałtyku niż wtedy, kiedy rzeka jest uregulowana, jest prosta.

My powinniśmy zrobić wszystko, żeby właśnie nie dopuścić do tego, o czym pisała pani Agnieszka. Inaczej woda nam ucieka do kanalizacji czy do melioracji. Później do rzeki i błyskawicznie ucieka nam do Bałtyku. Powinniśmy ją zatrzymywać tam, gdzie opadła i powinniśmy stworzyć system zatrzymywania jej w rowach melioracyjnych, wspierać retencję gruntową, glebową, stosować właściwe praktyki rolnicze, budować poldery zalewowe i płacić rolnikom za to, że będą utrzymywali tam łąki i jeżeli będzie taka potrzeba, że będą przeznaczali te łąki po to, żeby tam woda wylewała się i żeby tam woda była retencjonowana przez dłuższy czas. Rolnikom trzeba płacić za to – to będzie tak naprawdę tańsze niż budowa wielkich sztucznych zbiorników retencyjnych, będzie bezpieczniejsze dla całej przyrody i będzie tak naprawdę zapewniało wodę całemu systemowi przyrodniczym. Tak naprawdę wiemy, co robić, tylko brakuje tak naprawdę decyzji politycznych, kogoś, kto powie „tak, robimy to”, bo to jest ten kierunek zwiększający bezpieczeństwo wodne naszego kraju.

POK: Działania systemowe są ogromnie ważne, najważniejsze w zasadzie, ale też możemy działać indywidualnie i chyba powinniśmy to robić. I na koniec propozycja od pani Agaty, która napisała, że „w blokowiskach powinny być beczki na deszczówkę podstawione pod rynny, chociażby do podlewania trawników.” Dobry pomysł?

Prof. Karaczun: Beczki na wodę czy też zbiorniki na wodę. Żeby tej wody opadowej nie odprowadzać do kanalizacji, tylko na przykład wbudować system włączający, który sprawi, że ta woda będzie się rozciągała po terenach biologicznie czynnych, czyli po trawnikach tam, gdzie są drzewa. Ale to jest też postulat tego, żebyśmy miast nie betonowali, żebyśmy właśnie nie powodowali tego, że woda będzie spływała do kanalizacji, tylko żebyśmy pozwolili, żeby ta woda wniknęła w glebę i zasilała system hydrologiczny, wody podziemne. Uzupełniała te braki czy ilość wody, którą my jako ludzie, jako gospodarka z gleby pobieramy na nasze potrzeby. Ta woda opadowe rzeczywiście może wtedy uzupełniać.

Podcastu o Klimacie z udziałem prof. Zbigniewa Karaczuna można wysłuchać klikając w ten link
Fot. Z. Karaczun Archiwum prywatne